Minął nieco leniwy miesiąc od ostatniego publikowanego materiału. I prawdę mówiąc choć wiele pracowałem to niewiele się zmieniło. A po kolei:
Etap kładzenia planek został definitywnie zakończony (odpukać). Czym dłużej się patrzy na układ klepek, tym więcej widać niedoskonałości w jego rozplanowaniu, choć myślę, że jakiś tam powód do dumy mam.
Od środka pełno jest brudu i pyłu, a widok psują trochę szablony. Zabawne doznanie miałem kiedy pierwszy raz wszedłem do środka. Z zewnątrz, w zastawionym warsztacie, łódka wygląda na sporą, od środka perspektywa się zmienia i wrażenie zastępuje bardziej adekwatne doznanie rozmiaru mojego statku. Oh, jest na pewno pojemniejszy i przestronniejszy niż omega, ale też ewidentnie krótszy.
Po etapie planek następuje naturalnie etap gięcia wrąg. Oto moje ustroje zrobione z beczki po piwie 6 desek, metra węża gumowego i dwóch złączy mosiężnych za pomocą którego będę gotował wręgi na parze.
Zainstalowało się ładnie, choć "koza" jest marnym źródłem energii do gotowania i trzeba rozpalić spory ogień żeby coś się działo. No w każdym razie, para leci, wręgi grzeje, a one rzeczywiście (wcześniej nie do końca wierzyłem) się gną!
Nooo, dobrze. nie jest tak całkiem różowo, w sumie jest kiepsko, bo z różnych powodów nie udaje mi się ich wygiąć dokładnie do krzywizny kadłuba. Wręgi dość natrętnie odstają na dole przy kilsonie i w okolicy obła. Nie do końca umiem sobie z tym poradzić. Mój pomocnik w postaci żony pomagał jak mógł, ale niewiele wskóraliśmy. Na razie przerwa (dlatego pisze a nie wbijam gwoździe) za tydzień ciąg dalszy.
piątek, 24 lipca 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)